W Puerto Escondido zakonczylismy nasza wycieczke wzdluz wybrzeza Oceanu Spokojnego.Wczesniej bylismy w Zihuatanejo,Acapulco i Playa Ventura.Kazde z tych miejsc jest zupelnie inne.W kazdym z nich napotkac mozna pewne problemy w plazowaniu:nieprzezroczysta wode,tlok,czy tez ogromne fale.Jednak wsiadajac na lodz zawsze mozna doplynac na jakas boczna plaze,czy pobliska wysepke.Wtedy naprawde mozna odpoczac,a niekiedy nacieszyc oczy podwodna flora i fauna. W przypadku Acapulco uieszyly nas ponadto miejscowa twierdza wybudowana dawno temu przez Hiszpanow, miejscowy ryneczek (czyli Zocalo) tak rozny od nowej turystycznej czesci miasta oraz autobusy miejskie,przy pomocy ktorych kierowcy wyrazali swe niecodzienne osobowosci.Beat napieral w nich gesto,do tego swiatelka,czarnre szyby i malunki w srodku jak i na zewnatrz.Rownie mocno zdziwily nas srodki transportu w okolicach Playa Ventura.Powszechnie podrozuje sie tam camionietas,czyli na deskach umieszczonych na pokrytej dachem pace pickupa.Oczywiscie bez zbednych drzwi czy klap. Puerto Escondido,w ktorym zatrzymalismy sie nieco przypadkiem, zaskoczylo nas jednak najbardziej i to wlasnie tym co w nadmorskim miasteczku moze wzbudzac mile zaskoczenie. Mimo,ze miasteczko to kojarzone jest glownie z oslawiona plaza Zicatela uwielbiana przez surferow, nam zaoferowalo jednak trzy ukryte w skalnych zatoczkach pustawe plaze, margarite w przystepnych cenach, poranna wycieczke lodzia po mozu wsrod delfinow i zolwi, przyzwoite widoki pod woda oraz przyjazny hotelik z basenem. Wymarzony wypoczynek.
Troche o Meksyku mozna dowiedziec sie obserwujac poprzez okno autobusu. Nad Pacyfikiem roslinnosc jest inna niz na wyzynie centralnej. Nie ma tu juz ogromnych drzewiastych kaktusow.Dominuja palmy i jakies drobno i wielkolisciaste drzewa.Jakichkolwiek plantacji jak niebylo tak nie ma. Skad oni biora te kukurydze? Czasami wzdluz drogi pojawiaja sie chaty wokol ktorych kreci sie jakis kon i kilka swin. Chaty tutaj nie sa zbyt ladne:male,parterowe,prostokatne,zadko malowane.Budowane z szarej cegly,czasami niewypalanej,a czasami poprostu z jakis desek.Kryte sa czesto dachowkami. Przed wejsciem stoi zawsze kryta liscmi wiata wielkosci domu,pod ktora musi znalezc sie miejsce na pickupa i kilka hamakow.Przez pootwierane drzwi i okna widac czasami mieszkancow lezacych bezposrednio na podlodze i wpatrujacych sie w telewizor. W katach zalegaja dzieci, ktorych jest tu bez liku.Do okola domow panuje nieporzadek: podloze jest nieutwardzone i pylaste,stoja wraki samochodow. Wiekszosc tych chat zamieszkuja campesinos-najemni robotnicy.Male miasteczka wygladaja podobnie,z tym ze chaty ustawione sa gesciej, a w co drugiej jest sklepik miscelanea lub taqueria z tanim jedzeniem.Czasami w miasteczku wzdluz drogi ulozony jest chodnik po ktorym maszeruja dzieci w szkolnych mundurkach,ktorych i tak nikt nie uczy angielskiego :(