Do miasta Oaxaca przybylismy 16 kwietnia. Lezy ono w miejscu gdzie zbiegaja sie trzy wawozy o szerokich dnach. Okolica robi wrazenie prerii,czy czegos w tym rodzaju. Pietrzace sie wzdluz wawozow gory sa jednak zdecydowanie bardziej zywe. Niestety zaden z wawozow nie biegnie do Oceanu w poblize Puerto Escondido.Droga wije sie wiec ponad 200 km przez gory. Sa one bardzo urokliwe, jednak podroz przez nie niczym nie rozni sie od najgorszego kaca w zyciu.
Meki podrozy rekompensuje jej cel.Oaxaca jest bowiem miastem niespotykanym. Jest stolica najbiedniejszego stanu meksyku, z glebokimi podzialami spolecznymi,co wyraznie uwidocznilo sie niespelna trzy lata temu,w czasie zamieszek w trakcie ktorych zginelo 26 osob. Pomimo to jest to chyba jedyne miasto tutaj odrestaurowane na modle zachodnia. Mozna w nim spacerowac uliczkami tylko dla pieszych (!), wzdluz odremontowanych zabudowan. W okolicznych zakamarkach miejscowi artysci prezentuja swe wysokiej jakosci dziela. Glowne punkty miasta to oczywiscie niezmiernie zywe muzyka i gwarem przekupek Zocalo,katedra i wyjatkowy kosciol Santo Domingo. Skoro jestesmy przy ulicznych handlazach, to warto wspomniec, ze w kazdym rejonie ktory odwiedzilismy ich trzon stanowia kobiety i dzieci z roznych plemion, odziane w charakterystyczne dla regionu stroje.