Wulkan Paricutin. Do miesciny Uruapan przyjechalismy specjalnie by udac sie na pobliski wulkan i zobaczyc wioske San Juan zalana przed kilkudziesiecioma laty przez lawe ze wspomnianego wulkanu.Pod wulkan podjezdza sie konno.Trwa to okolo 3 godzin.W tym czasie przejezdza sie chwile przez plantacje awokado,pozniej krajobraz robi sie preriowy,by na koncu przypominac ksiezyc obrosniety skapo karlowatymi drzewkami.Uczucie niesamowite,szeczegolnie dla kogos kto pierwszy raz siedzi na koniu.Szlo nam jednak znakomicie. Dotarcie do stozka wyrastajacego z moza zastyglej lawy robi erazenie nie mniejsze niz uhrzenie piramidy w Teotihuacan.Gorzej jest juz z pieszym wdrapaniem sie na gore.Kazdy krok postawiony ku gorze oznacza zjechanie na sypkiej mieszance kamieni i pylu o pol kroku. Z gory podziwiac mozna przepiekna panorame oraz jezory zastyglej lawy.Powrot to kolejne kilka godzin z przerwa przy zalanej wiosce.Prawde powiedziawszy z grubej warstwy lawy wystaja tylko fragmenty kosciola.Widok jego wierzy z oddali powalalby jednak na kolana,gdyby nie siedzialo sie na koniu ;)