Perhentian Kecil - wspaniale dni spedzilismy na tej wyspie: bez samochodow, duzych budynkow oraz nawolywan z minaretu. W dawnych czasach ten niemal rajski zakatek
probowala chyba przejac wielka turystyka. O klesce tego przedsiewziecia swiadczy rdzewiejaca przy plazy koparka. Poki co wyspa jest po za zasiegiem Babilonu.
Klimat na niej jest niesamowity. Po bialej plazy leniwie snuja sie bialasy (ktorzy stanowia tu wiekszosc). Niektorzy udaja sie lodziami na wyprawy, by nurkowac lub - tak jak my - przez maske z rurka podziwiac z powierzchni zolwie, rekiny, rafy i tysiace kolorowych rybek. Inni rozsiadaja sie w rozstawionych na piasku knajpkach, ktore w wiekszosci wygladaja jakby pozostawiano je tak na czas monsunu, po czym w nowym sezonie, kazdy wlasciciel powracal i zbieral z plazy jakiekolwiek deski, kawalki blachy, lampki i plastikowe krzeselka, a nastepnie odbudowywal swoj interes.
Przyjemnie oglada sie tu wyladunek towarow. Te przybywaja wiekszymi lodziami z oddalonego o 20 kilometrow ladu, po czym (podobnie jaki i ludzie) dostarczane
sa na plaze mniejszymi. I wyladowuje sie tak kanistry z paliwem do agregatow, palety jaj, zgrzewki napojow, worki pelne lodu, po czym wszystko to przenoszone
jest na barkach do knajpek. Naprawde niesamowity widok.